W zeszłym tygodniu na głównym placu Kijowa znów pojawił się kilkutysięczny tłum protestujących młodych ludzi ubranych w przeróżne wojskowe ubiory i maski na twarzach. Tłum zbliżył się do budynków rządowych i tysiące odłamków płyt chodnikowych i kamieni poszybowało w kierunku okien budynków w kilka minut niszcząc szyby najniższych pięter. Policja ustawiona w kordonie nie reagowała, a rozbestwieni chuligani niszczyli, co się da. Kim byli ci ludzie? Przecież Euromajdan zwyciężył! Okazuje się, że nie tak do końca. Inicjatorzy i główni sprawcy zeszłotygodniowej „zadymy” nie popierają Unii Europejskiej, nie popierają także konsolidacji z Rosją. Chcą „Wielkiej Ukrainy”, która odbierze od Polski Przemyśl wraz z kilkoma innych granicznymi miasteczkami i powiatami. Zadymiarze z pod znaku UPA Stepana Bandery pomagali „Majdaniarzom” w walce z demokratycznie wybranym rządem, a teraz domagają się siłą stanowisk w parlamencie i władzach lokalnych. Tłum groził użyciem siły i rozpoczęciem wojny domowej, jeśli ich żądania nie zostaną natychmiast spełnione. Żeby tylko uważony przez Sorosa Barszcz Ukraiński zamiast koloru czerwonego od buraków nie nabrał barwy od bezsensownie przelanej ukraińskiej krwi.
MW